Ułatwienia dostępu

Katedra Zarządzania Międzynarodowego i Logistyki

Zarządzanie Międzynarodowe na walizkach

Zarządzanie Międzynarodowe na walizkach

Aktualnie przebywam na Erasmusie na University of Seoul w Korei Południowej, więc, jak można się domyślić po nazwie uczelni, przypadło mi to szczęście studiować w stolicy Korei Południowej. Jeśli ktoś nie wie, Seul wraz z pobliskimi prowincjami skupia około 51% całej ludności Korei, więc jest to bardzo żywiołowe miasto, w którym zawsze coś się dzieje. Na pewno pojawia się pytanie: jak wygląda studiowanie w kraju oddalonym od Polski o ponad 7 tysięcy kilometrów i z zupełnie inną kulturą? Przede wszystkim zacznę od tego, że uczelnia bardzo dba o studentów z wymiany. Mamy swoich soulmate’ów. Osoba, która pełni taką rolę, to koreański student-opiekun, do którego zawsze można zwrócić się o pomoc. Dodatkowo, w ramach programu Korean Tutoring Programme, zostałam przydzielona do grupy z innymi studentami z wymiany o podobnym poziomie języka koreańskiego. Razem uczymy się pod opieką koreańskiego studenta, który prowadzi dla nas zajęcia. Dla mnie to naprawdę wspaniała okazja, bo mogę ćwiczyć koreański na co dzień.

Zajęcia wyglądają tu jednak zupełnie inaczej niż w Polsce. Po pierwsze, nie istnieje coś takiego jak grupy dziekańskie z kierunku. Na dany przedmiot mogą zapisać się wszyscy z wydziału, więc trudno trafić na tych samych ludzi w różnych zajęciach. Uważam jednak, że to świetna opcja, ponieważ dzięki temu poznałam mnóstwo fantastycznych osób. Na zajęcia uczęszczają również koreańscy studenci, którzy studiują po angielsku, więc można z nimi łatwo nawiązać kontakt. Drugą rzeczą, która mnie zaskoczyła, jest długość zajęć. Na naszej uczelni w Polsce lekcje trwają zwykle do 1,5 godziny, natomiast tutaj jeden blok zajęć trwa aż 3 godziny, z dwiema 10-minutowymi przerwami. Inna jest też relacja z profesorami, często zwracamy się do nich za pomocą angielskiego imienia lub mówiąc zwykłe „Professor”, co dla mnie, jako osoby interesującej się Koreą i znającej tamtejszą hierarchię, było ogromnym zaskoczeniem. Normalne jest również, że profesorowie zapraszają studentów na wspólne kolacje. Popularnym zestawem jest wtedy 치맥 (chimaek), czyli kurczak i piwo. I mogę wiele osób zaskoczyć, ale podczas takich spotkań nie ma problemu, by napić się wspólnie alkoholu z profesorem!

Teraz chciałabym napisać o tym, co najbardziej mi się podoba jako studentce z wymiany żyjącej w Korei. Na pewno muszę wspomnieć o estetyce Korei i co przez to rozumiem. Korea jest niezwykle rozwiniętym technologicznie krajem, a mimo to zachowała swoją kulturę i tradycję. Z całego serca polecam każdemu odwiedzić koreańskie świątynie czy pałace, bo to właśnie one pokazują tę prawdziwą, tradycyjną Koreę. Zachwyciła mnie też symbolika jednego z dań – bibimbapu (koniecznie musi się znaleźć na liście potraw do spróbowania!). W koreańskiej tradycji istnieje pojęcie 오방색 (obangsaek), czyli tradycyjnego systemu pięciu kolorów. System ten reprezentuje każdą stronę świata: żółty – centrum, niebieski (czasem wpadający w zieleń) – wschód, czerwony – południe, biały – zachód, a czarny – północ. Właśnie z tych pięciu kolorów składa się bibimbap. 오방색 można też dostrzec w kolorach świątyń i pałaców, więc wszystkim, którzy wybierają się do Korei, polecam zwracać uwagę na barwy tych miejsc.

Jeśli ktoś uczy się koreańskiego, to pobyt tutaj to naprawdę niesamowity czas na praktykę i językowe wyzwania. Uczę się koreańskiego już od ośmiu lat, ale wcześniej nie miałam zbyt wielu okazji do rozmowy. Często dużo rozumiałam, ale trudno było mi się odezwać. Teraz widzę ogromną poprawę i uważam, że mój koreański stał się dużo bardziej naturalny. Moja rada: nie bójcie się mówić! Nawet jeśli powiecie coś niepoprawnie – próbujcie. Koreańczycy reagują z dużą życzliwością i chętnie pomagają. Jedną z najmilej wspominanych sytuacji była ta, gdy pojechałam z koleżankami do innego miasta, gdzie obcokrajowcy mówiący po koreańsku to rzadkość. Dostałam wtedy mnóstwo komplementów i nawet cukierki od pani ze sklepu! Dzięki temu, że nie bałam się próbować, dziś załatwiam codzienne sprawy po koreańsku. Nawet zrobienie zdjęcia do karty stałego pobytu i wysłanie go w wersji elektronicznej udało mi się ogarnąć po koreańsku. Również z naszymi soulmate’ami często rozmawiam po koreańsku. Bardzo polecam powiedzieć im, że chcecie ćwiczyć ten język zamiast angielskiego – naprawdę dużo to daje!

Jest jednak jedna rzecz, za którą bardzo tęsknię – polskie jedzenie. Koreańska kuchnia jest pyszna, ale często bardzo ostra. Nawet jeśli zapytasz, czy danie jest ostre, i usłyszysz „nie”, to prawdopodobnie i tak będzie ostre. Koreańczycy mają zupełnie inny poziom ostrości – to, co dla nich jest łagodne, dla nas może być pikantne! Poza tym bardzo lubią dodawać cukier do wszystkiego – nawet chleb jest na słodko, a bagietka czosnkowa bywa często posypana cukrem. 

Jeśli ktoś jest fanem koreańskiej muzyki, to koniecznie powinien wybrać się na koncert ulubionego artysty w Korei – to naprawdę niezapomniane doświadczenie! Koncerty w Korei bardzo różnią się od tych w Europie, więc naprawdę warto przeżyć to na własnej skórze.

Na koniec: czy poleciłabym Koreę jako kierunek wymiany? Zdecydowanie tak!

Szczerze mówiąc, mogłabym mówić o tym jeszcze długo, ale chciałabym, żeby każdy sam przeżył to wyjątkowe doświadczenie, jakim jest wymiana w Korei.

Więc jeśli ktoś zastanawia się, czy złożyć papiery na Erasmusa do Korei – zrób to! A po koreańsku powiedziałabym nawet: 꼭 해보세요! („Koniecznie spróbujcie!”)

redagowała: Paulina Gomółka